Ćwiczenia, fitness, siłownia

0
1374
Rate this post

Koniec lipca. Właściwie to jeszcze połowa wakacji nie minęła, ale pogoda ostatnio nie rozpieszcza. Cięgiem jak nie chmury i wiatr, to deszcz, albo potworne upały. Toż lepsza aura bywa we wrześniu. Może i dlatego wydaje się, że już koniec letnich wojaży.
Czeka nas powrót do pracy, obowiązków. Trzeba będzie wyciągnąć garnitur, pójść do fryzjera, zrobić manicure, no i wreszcie pokazać się w biurze.
Letnia troska o zdrowie, kondycję i dbałość o sylwetkę pójdą w zapomnienie pod nawałą pracy, przy (nie)zdrowym jedzeniu wcinanym na szybko w trakcie lunchu. Po całym dniu często nie będziemy mieli czasu albo i ochoty zadbać o formę. A przecież to nasze ciało, ma nam służyć w zdrowiu jeszcze długie lata.
Wszystko, co zrobiliśmy, aby móc pokazać się latem bez „piwnego” brzuszka (panowie) lub w szałowym bikini (szanowne panie), zostanie odłożone do przyszłej wiosny. Wiem, bo choć ćwiczę od wielu lat, sam mam z tym problem. Zwyczajnie zmęczony jestem.
Tymczasem nie potrzeba tak wiele. Trochę motywacji, ciut czasu, no i konsekwencji. Niestety, konsekwencja jest w naszym przypadku kluczowa. Nie musimy od razu ćwiczyć pięć razy w tygodniu, wystarczy dwa. Ale tydzień w tydzień.
Niestety, przeświadczenie, że wystarczy ćwiczyć raz w tygodniu, że to lepiej niż nic, jest błędne. Mięśnie i ścięgna nie mają możliwości się wdrożyć do wysiłku. To prosta droga do urazów. A po kontuzji wracać do ćwiczeń jest o wiele trudniej.
Tak samo nie wskazanym jest zaczynać ćwiczenia „na hurra”, od razu wrzucając olbrzymie obciążenia. Przegranie całego dnia w siatkówkę nic nie pomoże, przeciwnie, przeciążymy serce i stawy. Oczywiście damy radę, ale … Przez trzy dni “zakwasy” nie pozwolą nam nic robić. Potem trzeba będzie odpocząć. I ćwiczenia diabli biorą.
Ćwiczmy więc, stopniowo zwiększając obciążenia. To pozwoli naszemu sercu, płucom i ciału przyzwyczaić się do wysiłku.
Coraz więcej jest klubów sportowych, fitness, siłowni. Warto je odwiedzać, zwracając uwagę na to, jak zużyte są przyrządy treningowe, czy jest odpowiednia wentylacja, czyste prysznice. I wybierać także pod kątem trenera. Napakowany mruk, który siedzi i poprawia tylko swoich znajomych, to nie trener – to cieć (bez obrazy). Pomaganie ćwiczącym to praca instruktora. Powinien wam doradzić, poprawiać, jak robicie błędy, za to mu płacą. I macie prawo tego wymagać.
Nie należy się także zrażać brakiem widocznych efektów. Sam kiedyś na widok pięknie umięśnionych panów w siłowni miałem żal, że ja tak nie wyglądam. Albo że nie mogę wycisnąć 100 kg na ławeczce.
Oni często ćwiczą 4 – 6 razy w tygodniu, stosują suplementację, odpowiednią dietę. I bardzo ciężko pracują nad sobą. A czasem stosują środki … popularnie zwane koksem.
Tymczasem naszym celem jest zadbanie o swoje zdrowie, wygląd. Polubienie swojego ciała. Nie musimy być super sportowcami. Mamy być zdrowi i pełni energii.
Czego z całego serca życzę.